wtorek, 22 października 2013

Zmysłowy makijaż Magdy.


Witam!

 

Dziś mała porcja zdjęć Magdy w makijażu mojej roboty. Niestety światło nam nie sprzyjało, mimo to mam nadzieję, że udało się uwiecznić efekt dość ciekawie. 

Na co dzień Magda nie nosi tak mocnego makijażu oraz bardzo rzadko podkreśla oczy cieniem. Mimo to postanowiłam podkreślić tęczówkę odcieniami śliwki co w konsekwencji stworzyło bardzo klimatyczny i moim zdaniem zmysłowy kontrast dla delikatnej urody mojej modelki.

Żałuję, że zdjęcia nie wyszły tak jak oczekiwałam, no ale...dobrze jest :)

 

 






No i te włooosy!

A tak przy okazji...czytałyście już włosową historię Magdy na blogu Anwen? :)

Mania

piątek, 4 października 2013

Włosowa historia Melona!

Witamy!

Dziś w liczbie mnogiej ponieważ witam Was wspólnie z moją kochaną Madzią i przedstawiam Wam jej włosową historię. Obie jesteśmy zakręcone na punkcie pielęgnacji ciała i włosów. Uwielbiamy piękne, zdrowe i zadbane czupryny i potrafimy spędzać masę czasu przeglądając posty na ten temat oraz wznosić ochy i achy na widok setek zdjęć dziewczyn z pięknymi włosami. Magda też może się takimi aktualnie pochwalić. Dziś dzieli się z Wami swoimi radami jak dojść do uzyskania tak zadowalających efektów.

Uprzedzamy, że post jest dłuugi, ale i bardzo ciekawy.

Enjoy!

Witajcie Kochane...

Chciałabym podzielić się z Wami moją włosową historią.

Od dziecka moje włosy były proste jak druty. Tańczyłam w zespole artystycznym i często na występy wymagane były loki, kiedy mama mi kręciła włosy na wałki to po krótkim czasie po lokach nie było ani śladu. Takie długie włosy jak na zdjęciu nosiłam do czasów gimnazjum kiedy to weszła moda na „cieniowanie” . Dotychczas włosy podcinał mi mój tata zawsze na prosto. Uległam modzie i zawitałam pierwszy raz u fryzjerki. "Wyciachała" mnie jak kurczaka, ścieniowała najmocniej jak mogła a moje włosy sięgały prawie do ramion. 
Potem namiętnie zapuszczałam i nic z nimi nie robiłam. Moja pielęgnacja ograniczała się tylko do mycia włosów szamponem takim jakiego mi zapach albo butelka przypadła do gustu.

 Kiedy poszłam do liceum miałam według mnie nijaki kolor włosów- swój naturalny. Mam niebieskie oczy i jasną cerę, tak naprawdę zawsze marzyłam o tym, żeby być blondynką więc poszłam do tesco i kupiłam szamponetkę- ciemny brąz! Tak pofarbowałam włosy na ciemny brąz! Niestety nie mam wszystkich zdjęć z każdym efektem moich włosów, ale uwierzcie, że nie wyglądałam korzystnie. Po miesiącu ciemnych włosów zapragnęłam być blondynką i wylądowałam u fryzjera. Fryzjerka rozjaśniła mi włosy umiejętnie, nie były sianowate tylko błyszczące i gładkie.

I tak w drugiej klasie liceum zaczęła się moja historia z blondem. W tym czasie weszła kolejna moda na „boba” jako, że mam proste włosy, które nie wymagają stylizacji postanowiłam je obciąć. Bob był ładny, włosy gęste i zadbane mimo ograniczonej pielęgnacji.  Jednak nie czułam się zbyt dobrze w takiej długości więc postanowiłam je zapuszczać. Szło mi nieźle, bo do swojej studniówki miałam włosy do ramion. Farbowałam je sama, były dużo jaśniejsze bo stopniowo kupowałam coraz to jaśniejszą farbę. Były zdrowe, nie przesuszone, nie przepalone, lśniące. Owszem było ich mniej niż przed moim kombinowaniem ale i tak zawsze wszystkich zachwycało to, że są takie proste.

 

 

Na pierwszym roku studiów w styczniu szłam na studniówkę z kolegą, który rok wcześniej był ze mną na studniówce. Tydzień przed tym wydarzeniem postanowiłam kupić inny odcień farby. Trochę ciemniejszy niż miałam, gdyż stwierdziłam, że moje włosy są za jasne. Nałożyłam farbę na włosy (całe). Po zmyciu moje włosy były…. Były zielono, glonowato- fioletowe. Jako, że zabezpieczyłam się przed takim faktem i kupiłam wcześniejszą stale używaną farbę od razu nałożyłam drugą farbę na całe włosy i zawinęłam je w kok i przypięłam klamrą…

I tak zaczął się mój włosowy koszmar. Włosy dosłownie spaliły mi się żywcem, stały się jedną wielką ciągnącą się gumą, od połowy się wykruszyły, od razu po umyciu nie miałam połowy włosów. Kolor był okropny. Siwy, na odrostach żółty. Płakałam, i płakałam, i płakałam. Co mnie podkusiło zawinąć włosy w kok! Nikomu nie radzę. Tydzień do studniówki a ja pogrążyłam się w rozpaczy. Moje włosy stały się okropne, siano, puszące się strąki z wielkimi prześwitami. Od razu poszły w ruch nożyczki. Tata obciął mi sporą długość. Wyglądały wtedy tak, że najlepiej byłoby je obciąć na zero !

Na zdjęciu widać jakie były wykruszone od spodu. Cienkie na tyle, że musiałam zrobić przedziałek bardziej na środku żeby po obydwu stronach mieć prawie tę samą ilość! U góry były żółte a na dole siwe. Okropność.  Wydawało mi się, że wszyscy patrzą tylko na moja okropne włosy!

I tak zaczęłam szperać w Internecie porad jak uratować moje koszmarne kosmyki. Zaczęłam stosować odżywki z biowaxu, ciągle podcinałam włosy w nadziei, że uda mi się dorównać do tych ukruszonych, które zdarzyły już odrosnąć. Łykałam skrzyp, piłam napary z ziół, wcierałam wcierki. Dwa miesiące po tym incydencie nie farbowałam włosów. Chodziłam w związanych w kucyk żeby nie było widać ogromnego odrostu. W końcu położyłam farbę tylko na te żółte odrosty. Efekt z farbowania na farbowanie był coraz lepszy. Włosy miały coraz mniej odcieni żółtych co mnie zadowalało.

Odżywki i pielęgnacja plus delikatne mycie i prawie nie czesanie ich przynosiły trochę rezultatów.

6 miesięcy po tym moje włosy wyglądały tak: tata systematycznie je podcinał na prosto a ja fundowałam im pielęgnację, która wydawała mi się wystarczająca.

Rosły i rosły sobie, farbowałam ciągle tą samą farbą i marzyłam żeby jak najszybciej nadszedł czas, żeby odrosły te ukruszone i zniszczone . Wtedy na dobre zagłębiłam się w poszukiwanie informacji dotyczących pielęgnacji włosów. Trafiłam na kilka blogów jak pielęgnować  i dbać o włosy i konkretnie o blond włosy. Wtedy też trafiłam na blog Anwen i przekonałam się do odżywek bez parabenów i silikonów. Zaczęłam czytać etykiety i na dobre wkręciłam się w temat włosomaniactwa.

Trafiłam też do bardzo fajnej fryzjerki, która nałożyła mi kilka odcieni blond na każdą część włosów inną tak aby uzyskać bardziej jednolity kolor. Udało się. Jak widać na zdjęciu miałam ciepły, słomkowy blond, bez żółtych odcieni.

Aktualnie minęły ponad trzy lata od mojej włosowej kraksy. Choć jeszcze długa droga przede mną do długich i pięknych włosów to uważam, że na dzień dzisiejszy mogę pochwalić się zadbaną czupryną.

Przede wszystkim zwracam ogromną uwagę na to jak pielęgnuję włosy i czym je pielęgnuję. Są dosyć cienkie, ale gęste i delikatne. Szybko się plączą i przetłuszczają. Ze względu na to, że je rozjaśniam to dosyć ciężko się je rozczesuję więc nie mogę rozstać się z odżywką do psikania. Zawsze na noc zaplatam luźny warkocz i spinam delikatną, nie uciskającą gumką. Są już dosyć długie i od kiedy pamiętam zawsze brakowało im objętości. Są przyklapnięte nawet jeśli wcześniej wymodeluję je na szczotkę. Dalej są podcinane przez mojego tatę na prosto- uwielbiam obcięte na prosto włosy !!

Może to nie jest ideał i oglądałam na tym blogu mnóstwo dziewczyn z piękniejszymi włosami, ale moja historia miała pokazać to, żeby samemu nie kombinować z farbowaniem włosów jak się tego nie potrafi, bo można zafundować im straszną krzywdę.

Jak wiadomo włosy są wizytówką kobiety i to one sprawiają, że czujemy się pięknie i kobieco.  I ja aktualnie mogę stwierdzić, że nadszedł czas, że tak właśnie się czuję. I będzie tylko lepiej.

Moje włosy są naturalnie proste więc nie muszę używać żadnej prostownicy. Jeśli chodzi o ich stylizację to nie robię z nimi nic oprócz suszenia ( tylko razie konieczności, w pośpiechu zazwyczaj rano ale nigdy gorącym powietrzem). Żadna wilgoć bądź specyfiki nie są w stanie ich skręcić.

Włosy myję  codziennie gdyż szybko się przetłuszczają ( tak wiem powinnam nauczyć się je przetrzymywać i myć rzadziej ale jak na razie nie mogę się przemóc ! ). Codziennie nakładam na nie odżywkę zanim je umyję, zazwyczaj na suche włosy. Następnie spłukuję i nakładam na trochę ręcznik robiąc luźny turban. Nigdy ich nie trę, nie wyciskam mocno obchodzę się z nimi jak z „jajkiem”. Następnie psikam je odżywką ekspresową w sprayu, podsuszam, rozczesuję i gotowe  . Włosy czeszę kilka razy dziennie, bardzo mi się plączą gdyż są delikatne, do tego aktualnie panuje taka pogoda, która wspomaga plątanie silnym wiatrem. Staram się związywać włosy ale zawsze myślę o tym żeby nie robić tego ciasną gumką- najlepiej związać je w luźny warkocz. Przed pójściem spać zawsze czeszę włosy, a następnie zaplatam bardzo luźny warkocz, żeby uniknąć nadmiernego plątania włosów w nocy.

PIELĘGNACJA

Farbowanie : od dłuższego czasu farbuję włosy farbą Lorea'l Preference les Blondissimes kolor 05 UltraLight bardzo bardzo jasny beżowy blond. Nakładam ją tylko na odrosty i jak spłukuję włosy to wtedy przelatuje przez długość.

Szampony: Timotei with Jericho Rose, Isana (różowy i zielony), Ziaja oliwkowy, Pharmaceris do włosów zniszczonych, szampon rumiankowy Farmona

Odżywki:  Isana z bawełną lub do włosów farbowanych, dołączona odżywka do farby Lorea’l , odżywka w sprayu Glisskur (lubię wszystkie kolory i używam ich zawsze na mokre włosy żeby się lepiej rozczesywały),

Maska: Biowax - keratyna+jedwab, Bingospa z masłem Shea i pięcioma algami, KALLOS Maska Crema Midollo & Placenta

Inne: jedwab Biosilk na końcówki, tabletki- wyciąg ze skrzypu polnego, multiwitaminy – Herbalife,

Czesanie: Tangle Teezer

A tutaj jeszcze specjalnie dla Was wisienka na torcie: 

 

Mamy nadzieję, że zainspirowałyśmy Was do dbania o swoje czupryny! Włosy są ozdobą każdej kobiety dlatego warto o nie dbać oraz poświęcać im więcej uwagi.

Pozdrawiamy.

M&M.

wtorek, 24 września 2013

Makijaż Kasi- zieleń.

Znów eksplozja kolorów tym razem na twarzy pięknej Kasi. Makijaż był totalną improwizacją, bo tak najbardziej lubię pracować i to wychodzi mi najlepiej. Kolory, które dobrałam kipią energia i wydobywają z oczu "ten błysk". Bardzo podoba mi się to połączenie i uważam, że idealnie pasuje do Kasi.









środa, 4 września 2013

Turkus!

Moja modelka- Ola, to brązowooka piękność, która na co dzień (pewnie jak większość z nas) używa tuszu do rzęs i pomadki nawilżającej. Dlatego postanowiłam zaszaleć z kolorem i w roli głównej wystąpił turkus. Efekt oceńcie sami!















Książka, która uczy życia.



Lubisz się nad sobą poużalać? Bo ja lubię. Mam nawet kilka powodów. Każdy ma- to nieuniknione. Jakiś czas temu w moje ręce wpadła książka pt. "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń" autorstwa niesamowitego człowieka- Nicka Vuijcic'a. Szczerze mówiąc ciężko o niej pisać- jest tak zaskakująca. Moim zdaniem jest to po prostu książkowy "Must have". Wszystkie poradniki z cyklu- bądź szczęśliwy, bogaty, spełniony i niewiadomo co jeszcze mogą się przy niej schować. Nick w sposób prosty i szczery pisze o swoim życiu, o doświadczeniu cierpienia, o bardzo długiej i trudnej drodze jaką musiał przejść, aby zrozumieć, że jego życie to nie kara, a wielka łaska. Nick odkrył skarb- siebie, odnalazł drogę do poznania samego siebie- a to kwintesencja szczęścia. Życie w zgodzie ze sobą samym jest zawsze spełnione. Zastanawiacie się jak człowiek, który nie ma ani rąk, ani nóg może być szczęśliwy? Ba! Jak on może pokazywać innym jak żyć, jak zyskać radość? No właśnie- wszystkie odpowiedzi znajdziecie w książce. Nie jest to pozycja do poczytania i odłożenia na półkę. To raczej poradnik, do którego często wraca się, żeby dodać sobie otuchy!


Polecam!